O mnie

Moje zdjęcie
Hey. Nazywam się Lenny Koalski. Jestem przyjaznym torbaczem,który uciekł z australijskiego ogrodu zoologicznego w poszukiwaniu nowych przygód. Blog opowiadać będzie przede wszystkim o radości podróżowania oraz odkrywania ciekawych miesc i ludzi. Moim celem jest odwiedzenie każdego kontynentu i w tym jak największej ilość krajów. Ideą tego projektu jest pomoc dla podopiecznych Przylądka Nadziei we Wrocławiu. Swoimi podróżami chciałbym wesprzeć fundację w każdy możliwy sposób jaki może wykonać koala :)

poniedziałek, 1 czerwca 2015

TRZY DNI STOPEM PO FRANCJI PÓŁNOCNEJ

                                                              DZIEŃ PIERWSZY

Podróżowałem już rowerem, samochodem, samolotem i pociągiem więc przyszedł czas na nowe wyzwania i doświadczenia jakie wiążą się z autostopem. Miałem okazję podróżować trzy dni po pięknej Francji w raz z moimi towarzyszami Jarkiem i Dorotą.






Z samego rana w sobotę wyruszyliśmy z plecakami w stronę autostrady i niedługo już jechaliśmy z symatycznym kierowcą w stronę belgijskiego miasta Gandawa. Kilka chwil postoju na obrzeżach miasta i łapiemy kolejnego stopa do przygranicznego francuskiego miasta Lillle. Para Holendrów dowiozła nas bezspośrednio do centrum.



stacja kolejowa 

najlepszy bar w mieście :)

Lille

w tle plac Generała Gaulle'a

opera 

dzwonnica 



centrum miasta z Dori

w tle Bramy Paryskiej 

Brama Paryska


Lille to zdecydowanie piękne miasto, niestety mieliśmy tylko trzy dni więc szybko musieliśmy obrać kierunek na obrzeża by móc dotrzeć do kolejnego celu.



ratusz 


ratusz

cmentarz Faubourg d'Amiens 

cmentarz Faubourg d'Amiens 

edukacja


Dzień powoli dobiegał końca, musieliśmy szybko szukać miejsca do spania, jak się okazało najbliższy kemping znajdował się 40 kilometrów w kierunku którym jechaliśmy wiec nie myśląc długo zaczeliśmy szukać ustronnego miejsca do spania trafiając na las.



pierwszy kamping na dziko w lesie 

                                                             

                                                                    DZIEŃ DRUGI


Spanie na dziko ma wiele zalet. Budzić się ze śpewem ptaków to sama przyjemność. Po śniadanku wyruszyliśmy w drogę z planem dojechania do kolejnego miasta.





Niecałe 2 minuty po wyjściu na drogę nie łapiąc jeszcze żadnego samochodu, zatrzymał się bardzo symatyczny francuz, który kompetnie nie mówił po angielsku. Zazwyczaj kierowcy którzy zabierają autostopowiczów zadają miliony pytań i w tym przypadku nasz dobrodziej chcą wytłumaczyć nam czym zajmuje się na co dzień doprowadziło do komicznej sytuacji. Okazało się,że jest rolnikiem, Jarek chcą się dowiedzieć czy hoduje również zwierzęta musiał zacząć muczeć jak krowa, rżąć jak koń i gdakać jak kura hahaha śmiechu było po pachy, jak się okazało poźniej, nie hodował żadnych zwierząt. Używając rąk,nóg oraz dzikich odgłosów próbowaliśmy się z nim dogadać. Nie wiem czy wiecie ale język angielski nie jest zawsze wystarczający do porozumiewania się. Podróżowanie stopem po Francji zdecydowanie ułatwia znajomośc podstaw języka francuskiego. Nasz kierowca Jean prowadzi bardzo otwarty dom w którym zawsze będziemy mile widziani.Dostaliśmy adres oraz numer telefonu.  Czasami takie anegdotyczne sytuacje otwierają ludzkie serca. Przed południem dotarliśmy do miasta Amiens.


bzzzzzzzzz

malownicze domki

chwila relaksu

katedra Notre Dame 

mniam mniam

 piwko było orzeźwiające ale pizzy tutaj nie polecam 



Po wydostaniu się z miasta ruszyliśmy w stronę autostardy. Następny samochód dowiózł nas na wylotówkę za miasteczko Abbevile, którego nie mieliśmy okazji obejżeć ze względu na brak czasu.



oczekiwanie na stopa



W prawdzie lotusa nie udało się zatrzymać ale dzięki trzem przemiłym dziewczynom dotarlismy do nadmorskiej miejscowości Berck w którym znaleźliśmy darmowy kemping z gorącym prysznicem.



kemping INTERNATIONAL 


                                                                  DZIEŃ TRZECI


Wypoczęci i pełni energii wyruszyliśmy w drogę. Niestety miejscowość Berck okazała się pechowa, łapanie stopa około dwóch godzin nie przyniosło żadnych skutków. Postanowiliśmy ruszyć na piechotę przed siebie z nadzieją złapania czegoś po drodze. Po pokonaniu 6 kilometrów odechciało nam się iść, usiedliśmy na poboczu czekając na zbawienie :) . Po 20 minutach podeszła do nas bardzo ładna dziewczyna, która najprawdopodobniej widzac naszą tabliczkę powiedziała, że jedzie do miasta do którego chcieliśmy bardzo dotrzeć. Uradowani, szybko zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę przez pięknie rozciągające się francuskie wyżyny z przemiłym Alexem i Delphine. W trakcie naszej rozmowy zgodzili się nas podrzucić  do Cap Blanc Nez, przepięknego klifu nad morzem parę kilometrów od miasta Calais.

W drodze do Calais
Widok z Cap Blanc Nez 


w takich miejscach piwo smakuje najlepiej :P
na plaży


obelisk 



Opuszczając wybrzeże kierując się w stronę domu, zatrzymała się się belgijska rodzina która zaproponowała nam podwózkę na teren Belgii, w miejsce które zdecydowanie odpowiadało naszym planom. Myślę,że zdjęcie z najmłodszym pokoleniem rodziny będzie zdecydowanie najbardziej odzwierciedlać atmosferę panującą w samochodzie. Dostalismy zaproszenie do domu naszych dobrodzieji na chwilę odpoczynku oraz cherbatę ze świeżą miętą.






 Po dłuższej gościnności rodzinka odwozła nas na wylotówkę, gdzie po chwili pędziliśmy starym kamperem z dwoma niemieckimi studentami w stonę domu. Nasza podróż zakończyła się talerzem gorących pierogów ruskich które nam zdrobiła mama Dori, Palce lizać mniam mniam :-)



nasza trasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz